Pages

ArtPop Festival...

Wczoraj zupełnie niespodziewanie zdecydowaliśmy się wybrać do Bydgoszczy na ArtPop Festival. Zabawa była świetna. Większość wykonawców stanęła na wysokości zadania....ale od początku.

W Myślęcinku zjawiliśmy się ok. 17 akurat wtedy, gdy na scenie pojawił się Hooverphonic. Zależało mi, aby zdążyć na ich występ, gdyż od dłuższego czasu zachwycam się ich muzyką. Na żywo brzmią świetnie. Klimatycznie, spokojnie jednak ani przez chwilę się nie nudziłem. Zabrakło mi tylko mojej ulubionej piosenki z ich repertuaru "No more sweet music". 

Potem przyszła kolej na Brodkę i jeden z lepszych występów tego wieczoru. Granda na żywo brzmi jeszcze lepiej niż na płycie... Dodajmy do tego niesamowitą energię wokalistki, odpowiedni strój oraz specyficzny taniec, oddający klimat płyty. Takiego koncertu nie da się zapomnieć :) 

Później na scenie pojawiła się Ania Dąbrowska, której koncert rozczarował mnie najbardziej. Z całym szacunkiem dla niej, ale jej występ był nudny i nieciekawy. To co nastąpiło po niej można nazwać eksplozją energii. Młoda, bo zaledwie 21 letnia córka Stinga, ze swoim zespołem I Blame Coco dała czadu.  Słuchając jej płyty nie do końca byłem przekonany. Przesłuchałem ją zaledwie 3 razy i stwierdziłem, że nie będę próbował więcej. Po jej koncercie wiem, że sięgnę do tej płyty jeszcze wiele razy. 

To co wydarzyło się później, już nie wywarło na mnie takiego wrażenia. Może dlatego, że nie jestem wielkim fanem ani Razorlight ani Grace Jones. Z występu Razorlight zapamiętam to, że ich wokalista ma skłonności do demolowania sceny, Grace Jones natomiast pokazała (oprócz tyłka) to, że mimo swoich 63 lat cały czas jest w formie i głosu (a także figury) może jej pozazdrościć wiele młodszych wokalistek.
Organizacyjnie festiwal wyglądał również bardzo dobrze. Nie można mieć  żadnych zastrzeżeń.
Zdjęcia robione były komórką, gdyż zapomnieliśmy aparatu.